Zapomniany Karol Baliński

Czeka Polski od carów i losów
Od łask dworów , od litości wroga,
A tylko nigdy, a nigdy – od Boga!
A nie ma dla nas warunków układnych,
I ustępstw żadnych i pośrednictw żadnych,
Nie ma sojuszu, nie ma miru z wrogiem,
Aż się ukorzy, nie nam, lecz przed Bogiem.

[Fragment wiersza K. Blińskiego „Bratnie słowo śpiewakowi Mohorta”.]

„Ta sama wiedzie droga , do Polski, co do Boga”

W XIX i na początku XX w. jako poeta stawiany był na równi z Lenartowiczem, Polem i Ujejskim. Młodzież, jego piękne patriotyczne wiersze znała na pamięć, a utwór „Farys” był na ustach całej Warszawy. Kornel Ujejski pisał w jednym z listów „ Podczas mojej bytności w Warszawie w roku 1844, kipiała ona świeżym wrażeniem „Farysa” Balińskiego. Na stepach kirgiskich musiał urodzić się ten syn Karola i pustyni. Z uciśnionej piersi skazańca wyleciał jak płomień na lot, na oddech , na swobodę”.

[F. Boberska, Karol Baliński – odczyt, Kraków 1882, s.13]

Karol Baliński urodził się w 1817 r. Chociaż rodzice wcześnie go osierocili, był mocno zakorzeniony w rodzinnych tradycjach patriotycznych i wojskowych. Zbyt młody aby brać udział w powstaniu listopadowym, pozostawał pod jego wielkim wpływem. „Największym dobrodziejstwem powstania r. 1831 – pisał Baliński – było to, że jak grzmot ziemię, wzruszyło młode serca. Nauczyło nas patrzeć nie na siebie, nie na karyerę, ale na Ojczyznę”.

[Tamże]

Głęboko poruszała go też poezja, szczególnie ta patriotyczna, która kształtowała jego osobowość i miłość do Ojczyzny oraz gotowość do poświęcenie dla niej. Na tajnych spotkaniach koła literacko -patriotycznego, zawiązanego przez młodzież warszawskich szkół zrodziły się przyjaźnie, przypieczętowane niedługo potem więzieniem, Sybirem i wygnaniem z rodzinnego kraju. Żyli duchem powstania Kościuszkowskiego, duchem Kilińskiego, tego „prawdziwego Polaka, wierzącego tylko w Boga i szablę swoją”, chcieli za Mickiewiczem ruszać z posad bryłę świata, „wzruszeni czarodziejstwem wiary i poezji” chórem wykrzykiwali „hej! ramię do ramienia!”

[Tamże]

W dniu śmierci na szubienicy Artura Zawiszy i represji wobec jego towarzyszy, przyjaciel Balińskiego napisał podczas przerwy między wykładami na tablicy fragment utworu Wergiliusza „Niech mściciel powstanie z kości naszych”. Rektor szkoły Linde doniósł o tym Paskiewiczowi, który nakazał wykrycie sprawcy, a gdyby nikt się nie przyznał – zamknięcie zakładu. Baliński, nie chcąc aby koledzy stracili możliwość nauki, gdy już i tak w czasie „nocy paskiewiczowskiej” była ona ograniczona, wziął na siebie winę. Poza tym, chłopiec, który to napisał był jedynym synem swojego ojca, a jednocześnie opiekuna Karola. Szesnastoletni Karol został osadzony w więzieniu, ale jego opiekun po wykonaniu wielu zabiegów o to, aby syn został łagodnie potraktowany przez sąd, nakazał mu przyznanie się. To doprowadziło do uwolnienia Balińskiego. Po latach przywołując z pamięci tamte chwile napisał w odniesieniu do rektora Lindego: „poezja , a miłość do Ojczyzny, to dwa promienie jednego światła – kto prawdziwej poezji nie czuje, ten pewnie Polski nie kocha”.

W tajnych związkach i na Sybirze

Kochał Polskę i służył jej nie tylko przez poezję, bo włączył się w działalność spiskową w Stowarzyszeniu Ludu Polskiego. Zostało ono zawiązane w Galicji po upadku powstania listopadowego, a jego emisariuszami w Królestwie Polskim byli m.in. Szymon Konarski i Seweryn Goszczyński. Członkowie SLP, dążyli do powstania, ale chcieli do niego porwać wszystkie warstwy społeczne, stąd też widzieli potrzebę uświadomienia narodowego prostego ludu. Chcieli też aby przyszła Polska miała ustrój republikański, ale Karol Baliński szczególnie mocno w swoich wierszach i pismach akcentował konieczność zrównania wszystkich stanów, jako wyraz wierności bożemu prawu i budowania Polski na nauce Chrystusa. W 1838 r. policja carska wpadła na trop konspiratorów – do więzienia trafił, skazany później na śmierć Konarski i kilkadziesiąt innych osób. Warszawscy spiskowcy, a wśród nich Baliński wpadli przez nieostrożność jednego z nich, który rozniósł ulotki w śród Żydów. Zaledwie dwudziestojednoletni Karol znów trafił do tiurmy, gdzie poddany był bardzo ciężkiemu śledztwu: „W kilkanaście dni po uwięzieniu – wspominał – cicho było w mojej celi, cicho w naturze – nadchodził wieczór. Nagle z głębi korytarzy rozlega się echo stąpań szybkich, trzask drzwi otwieranych i zamykanych, szczęk urywanych kajdan i przytłumione, niby z głębi ziemi wychodzące, ale wyraźnie w duszy współwięźnia rozlegające się jęki-jęki braci katowanych! To oprawcy pracują! Biesiada szatanów!”

[Tamże s. 11]

Po dwóch tygodniach od aresztowania zapadł wyrok- kara śmierci, zamieniona na roty aresztanckie, a te na zesłanie na Sybir, bez oznaczenia czasu końca kary. Jednak nawet w tym tragicznym położeniu nie tracił ducha i na ścianie celi napisał „Pożegnanie braci związkowych”:

„Łez waszych nie chcem – lecz następców chcemy
Klęska choć wielka, sił nam nie odjęła
Póki żyjecie – póki my żyjemy,
Jeszcze polska nie zginęła.
Ten nie nasz brat, kogo odstraszy
Nasze cierpienie, męczeństwo.
Kto się wyprze świętej sprawy naszej,
Bracia! Takiemu przekleństwo”

[J. Mirwiński, Karol Baliński (Studyum biograficzno-literackie) , Lwów 1918 r. s. 15]

Zesłany został do Iszymia w guberni Tobolskiej, gdzie zima zaczyna się na początku października, a kończy w maju. Trudne warunki bytowania i ciężki klimat bardzo źle odbiły się na jego zdrowiu, doznał też poważnych odmrożeń twarzy. Na zesłaniu nie pisał, nie tworzył bo: „Tęsknota za krajem ma w sobie to najokropniejszego, że ani jej wyśpiewać ani wypłakać nie można, nic jej ulgi nie przynosi”

[K. Baliński, Pisma…, s.14]

Do Ojczyzny wrócił w 1842 r. i zaraz wciągnął się w życie literackie, które jednak dla niego miało jeden cel: budzić narodowego ducha, poruszać umysły, nie pozwolić na uśpienie Polaków w niewoli. Nie poprzestał na tym i włączył się do spisku ks. Piotra Ściegiennego. Niestety każda inicjatywa, która przynosiła nadzieje na wzmożenie walki przeciwko ciemiężcom Polski wcześniej, czy później została rozbita przez tajną carską policję. Po aresztowaniu ks. Piotra Ściegiennego powstał jeden z najpiękniejszych wierszy Karola Balińskiego „Farys-Wieszcz”. Pod postacią arabskiego farysa ukrył się polski zesłaniec, którego nie rozpoznała carska cenzura, ale warszawska młodzież właściwie odczytała przesłanie poety „Ona zrozumiała – wspominał Baliński – że ten huragan stepowy, pochłaniający żywcem tylu naszych braci – to car! – Ona pojęła dobrze, że ci farysi kochający tylko niebo i słońce – to bracia z Syberii – to ona sama – młodzież polska!” Wiersz dotarł także poza granice zaboru rosyjskiego i był recytowany na deskach teatralnych w Krakowie i Poznaniu. Smutek z powodu rozbicia spisku Piotra Ściegiennego i aresztowania jego członków wyraził także w wierszu „Prośba o krzyżyk”, który adresował do swojej bratowej:

Kiedy w prawdziwej serca żałobie
O drogiej Matce dumam i płaczę –
O Matce dawno złożonej w grobie!…
I bluźnię wątpiąc czy ją zobaczę…
Ach! Od rozpaczy niech mnie ochrania,
Krzyż! Znak zbawienia i zmartwychwstania.

Potrzebny był ten Krzyż, o którym później napisał „Polacy mają za godło tylko Krzyż, który jest miłością dla wszystkiego, co czyste, boże, nieśmiertelne, mieczem zaś dla wszystkiego , co brudne, podłe, zgniłe”, bo w 1946 r. znowu został uwięziony w Cytadeli Warszawskiej. Jego stan zdrowia był tak bardzo zły, że lekarze wyrokowali szybką śmierć z powodu choroby serca. Na tej podstawie, po kilkunastu miesiącach został uwolniony. Na szczęście, choć rokowania nie dawały nadziei, nie umarł. Nie chcąc jednak ponownie trafić do aresztu musiał opuścić Królestwo Polskie.

„Ty się cały okuj – cnotą!”

[Z wiersza K. Balińskiego pt. „Dzisiejszy rycerz” (1848 r.)]

Rok 1848 i ruchy rewolucyjne, które ogarnęły Europę, znów budziły nadzieję w sercach Polaków, bo przecież gniotło ich to samo jarzmo Świętego Przymierza, które trzymało w niewoli inne narody. Karol Baliński udał się do Lwowa, gdzie było najwięcej wrzenia i najwięcej zapalonej do walki młodzieży. Wobec powstania Węgrów wydawało się, że tu z zaborze austriackim są realne szanse na udaną walkę o wolność Polski. Wśród studentów lwowskich Baliński zyskał ogromny autorytet. Jego przemowy wywoływały entuzjazm i rozpalały młodzieńcze serca nie tylko głęboką miłością do Ojczyzny ale też do Boga, bo są one wyznaniem wiary poety.

„Chrześcijanizm a polskość jest to jedno i tożsamo – mówił Baliński – Świat dzisiejszy nie ma Boga w sercu. Ewangelia leży w grobie Polski. Wrogowie chcieli Polskę zabić dlatego, bo spostrzegli iż ona chce być chrześcijańską, bo pierwsza zrozumiała Chrystusa i cześć mu oddała głośno, że chrześcijanizm to nie czcza forma, nie próżny obrządek, nie uczucie, ale miłość Boga.”

[Mowa miana na ogólnym zgromadzeniu akademików przez Karola Balińskiego, Towarzysza II kompanii Legii akademickiej, Lwów 1848 r.]

Cierpienia Polski łączył z cierpieniami Chrystusa i w wierności Bogu upatrywał dla Ojczyzny nadzieję: „O! nie zapominajmy nigdy że jeden i ten sam jest ołtarz dla wiary, dla religii naszej, co dla Polski naszej, że my jedynie jesteśmy kapłanami tego ołtarza, dawno już na nim składamy najświętszą krew i wieńce męczeństwa; pamiętajmyż, aby życie nasze było tak czyste jak ta krew i te wieńce , bo inaczej Polski nie będzie!”.

[Tamże]

Mesjanistyczna idea w przemowach Karola Balińskiego była nie tylko odbiciem myśli wielkich wieszczów tamtych czasów- Mickiewicza, Słowackiego czy Krasińskiego ale też proroczych „Kazań Sejmowych” ks. Piotra Skargi, czy nauczań Jana Kochanowskiego z „Psalmodii”. Baliński miał wśród młodzieży lwowskiej tak duży autorytet i posłuch, że został wybrany członkiem Komitetu akademickiego i należał do delegacji Komitetu, uprawnionej do jego reprezentowania. Wszedł do Legionu Gwardii Narodowej utworzonego przez studentów, a Kornel Ujejski napisał o nim: „Żaden carski generał nie nosił gwiazdami zasypanego munduru z taką uroczystą dumą, jak on płócienny swój kitel gwardyjski”

[F. Boberska, Karol Baliński- odczyt, Kraków 1882 r. s. 16]

Tułaczka

Po upadku dążeń niepodległościowych 1848 r. zagrożony aresztowaniem musiał opuścić i Galicję i Królestwo Polskie. Udał się do Poznania i dopiero tam, w 1849 r. wydał po raz pierwszy zbiór swoich wierszy, choć już przecież był znanym i bardzo cenionym poetą. Mimo uznania jakim się cieszył, tom wierszy dedykowany „Drogim braciom moim gasnącym w Sybirze” zatytułował skromnie – „Pisma”, bo jak ujął to we wstępie „nazwanie ich wierszami, było by zbyt dużą śmiałością”(!). Tom obfituje w przejmujące, patriotyczne strofy, pełne głębokich myśli. Pomimo klęsk, których był świadkiem i uczestnikiem, odrzuca myśl o rezygnacji z walki, odrzuca wszelkie kompromisy i dążenie do porozumienia się z wrogiem. Jednocześnie nieustannie odwołuje się do wiary, wierności Bogu, konieczności odrodzenia moralnego w duchu cnót chrześcijańskich:

Walka mieczem nadaremną.
Póki w sercach zimno, ciemno!
Nie rozerwiesz wprzód łańcucha
Aż roztopisz ogniem ducha.

[Z wiersza K. Balińskiego pt. „Dzisiejszy rycerz”]

Od stycznia do czerwca 1850 r. wydał w Poznaniu kilkanaście numerów czasopisma literacko-politycznego o znamiennej dla niego nazwie „Krzyż a Miecz”, które było kuźnią niezłomności w walce o wolność, w wierności zasadom moralnym i w wierności Bogu. W jednym z numerów pisał:

„Powstania upadły, gdyż z świętem natchnieniem poczęte, jako sprawy boskie, kończone były po ludzku, po niewolniczemu: kapitulacją, układami, ugodą, choć przecie nie może ostać się ugoda między niewolnikiem a ciemiężcami, którzy panują w krajach ciemności i nie dopuszczają światła Polski. Polacy jako chrześcijanie mają za godło tylko Krzyż, który jest miłością dla wszystkiego co czyste, boże, nieśmiertelne, mieczem zaś dla wszystkiego, co brudne, podłe i zgniłe.”

Pismo „Krzyż i Miecz” cieszyło się dużym uznaniem w Wielkim Księstwie Poznańskim, a zdecydowana większość zamieszczonych w nim artykułów była autorstwa Balińskiego. Na jego łamach poruszał też, jako jedną z kluczowych spraw, kwestię uwłaszczenia chłopów, poprawę warunków ich egzystencji i konieczność kształtowania ich świadomości narodowej. Poglądy Balińskiego na sprawę chłopską, nie wynikały jednak tylko z pragmatyzmu, który miał doprowadzić do zaangażowania chłopów w walkę o niepodległość, ale przede wszystkim z wierności nauce Chrystusa i zasadom wiary. Niestety w Poznaniu też nie mógł pozostać, bo i tu zaczęła interesować się nim policja. Pod koniec maja 1950 r. wyjechał do Paryża. Tam, co ze względu na jego mesjanistyczne poglądy wydaje się naturalne, związał się z Towiańczykami, ale jego szczera i głęboka wiara oraz pokora wobec Boga uchroniły go przed sekciarstwem i popadaniem w herezje. Poza tym nie wystarczały mu same żale nad Polską i rozrywanie szat – był przede wszystkim człowiekiem czynu, a poezje traktował jako jeden z rodzajów broni w walce o niepodległość. „Bo poezja nasza-pisał Baliński – to nie zabawka, nie wymysł, nie sztuka, nie umiejętność nawet, ale krew nasza, duch nasz, żywioł nasz, treść natury naszej. Polak pieśnią uczy się kochać Boga i Ojczyznę, z pieśnią w ustach idzie na bój śmiertelny, pieśń ziomkom swym rzuca z szubienicy, pieśnią daje braciom swym ostatnie ziemskie „do widzenia”. Widzą to wrogowie nasi, dlatego w nich dla narodowych śpiewaków nie ma przebaczenia.”

[K. Baliński, Wstęp do historii poezji polskiej”, w: Krzyż a Miecz”, nr 2 z 14.01.1850 r. str. 3-6]

We Francji nie mieszał się w spory polityczne i nie związał z żadnym ze stronnictw, ale mimo to aktywnie uczestniczył życiu emigracji polskiej. Choć sam, podobnie jak inni, żył w biedzie pieniądze za opublikowany w Poznaniu poemat „Grosz wdowi. Kolenda na korzyść braci tułaczy” przeznaczył na potrzeby kolegów. Jego strofy mówią o gorzkim losie wygnańców z Ojczyzny, którzy przecież nie szczędzili dla niej swoich sił, o zapomnieniu przez ludzi ich walecznych czynów i poświęcenia. Pięknymi, ośmiozgłoskowymi strofami chciał poruszyć społeczeństwo polskie i zainteresować je losem tych, którzy z powodu prześladowań zaborców znaleźli się na obcej ziemi. Pisał więc:

Zlicz narodzie skarby swoje-
O! tyś bogacz, nad bogacze!
Zlicz te lutnie , gwiazd twych roje-
Prawie wszystkie-patrz!… tułacze!
(…)
Tułacz polski! Ach! To miano
Wczoraj jeszcze , pełne czci,
Wczoraj hymny mu dawano,
A dziś napój z łez i krwi

„Przez Krzyż, do zmartwychwstania”

Karol Baliński swoimi wierszami uczył, upominał, przestrzegał, podnosił na duchu, krzepił i wzywał do walki. Dramatyczne wydarzenia z lutego i kwietnia 1861 r. w Warszawie, mimo bólu witał z nadzieją, na odrodzenie duchowe narodu. W jednym z listów pisał: …o niczem innym mówić, o nieczem pisać, o niczem innym myśleć dziś nie mogę, tylko o tej przezacnej stolicy naszej, którą Bóg w najwyższym miłosierdziu swoim taką świętą natchnął siłą aby i narodowi i ludzkości pokazała wzór bohaterstwa chrześcijańskiego. Mimo więc, że całem sercem podzielam cierpienia narodu mego, a w szczególności tej prawdziwej stolicy Polski, dziękuję Bogu ze wszech sił, za tę boleść naszą, a raczej za tę siłę, którą natchnął naród nasz do zniesienia tak święcie tego męczeństwa.” Baliński wierzył, że droga do zmartwychwstania Polski prowadzi przez krzyż. Pod wpływem krwawego stłumienia przez kozaków patriotycznej demonstracji w Warszawie w dniu 8 kwietnia napisał poemat „Hasło Polski”. Jego bohater przezwycięża pokusy rezygnacji z trudów walki oraz pokusę ugody z wrogiem, która mogłaby mu zapewnić względny spokój.

W niebogłosy radość bije!
Wszystko kocha! Wszystko żyje!
Gdzie są groby? Gdzie mogiły?
Ani śladu, kędy były!
Przez Wszechmocnej łaski błyski
Nie ma grobów-to kołyski!
W miejscu śmierci wstaje życie.
W miejscu trupa- olbrzym dziecię

Nie całe dwa lata później z radością przyjął wiadomość o wybuchu powstania styczniowego. Stan jego zdrowia był bardzo zły, nie tylko dlatego, że zrujnowało je zesłanie i więzienie, ale też ze względu na ciężką chorobę serca, którą przeszedł w 1862 r. Młodszy brat Karola-Aureli, towarzysz jego zmagań o wolność, wyruszył z Paryża do powstania, walczył w oddziale Langiewicza i bohatersko zasłużył się na polu walki. Karol nie mógł pójść w jego ślady, ale przybył do Krakowa i tam z polecenia Rządu Narodowego redagował i wydawał gazetę „Wolność”. Zmarł we Lwowie w styczniu 1864 r.

Wiele jego myśli pozostało aktualnych i powinny być naszym narodowym mottem jak te zacytowane poniżej: Dla nas niema sojuszu, niema miru z tym światem barbarzyńskim, dlatego też daremnej, bezowocnej podłości dopuszczają się ci, co czy to we Frankfurcie, czy w Paryżu, czy w Berlinie, czy gdziekolwiekbądź kłaniają się i żebrzą o Polskę. – Głupota to i ślepota godna barbarzyńców. Azaliż rozbójnik odda co wziął, kiedy mu się ukłonisz, lub żałośliwie poprosisz, albo gdy dowiedziesz, ze to twoje od dawna. Nie! bracia moi! Kłaniania, żebraniny, grzeczności i wszelką diabelską politykę zostawmy poganom, bałwochwalcom i tym co się Polski wyparli. Niewolnik, poganin niech kark zgina przed swoim panem, niech mu śpiewa dzięki, za to, że go mniej katuje niżby mógł. – Ale nam Polakom, chrześcijanom, nadziei Polski i ludzkości jest to hańba i sromota! My Polacy chrześcijanie kłaniamy się tylko Bogu i popiołom męczenników naszych, bo przekonani jesteśmy, że tylko przez miłość Boga i męczeństwo dobijemy się naszej Polski nieśmiertelnej (Mowa miana na ogólnym zgromadzeniu akademików przez Karola Balińskiego, Lwów 1848)

Anna Kołakowska