Nacjonalizm ukraiński

Do połowy XVII wieku na mapach nie było nazwy Ukraina, ale kiedy się już pojawiła stosowana była tylko do terenów nad Bohem i Dnieprem czyli województwa kijowskiego, bracławskiego i czernihowskiego. Wprowadził ją francuski kartograf dla określenie kilku leżących na krańcach Rzeczypospolitej prowincji. Nazywano je ziemiami ukrainnymi.

Obszary zwane ukrainnymi, a dziś wschodnią Ukrainą, po Unii w Krewie podpisanej w 1385 r. , stały się integralną częścią terenów będących we władaniu dynastii Jagiellońskiej. Prawie nie zaludnione, często najeżdżane przez Tatarów ziemie leżące, na wschód od rzeki Dniestr, po obu stronach Dniepru zaczęto nazywać Dzikimi Polami albo Zaporożem. Nazwa Dzikie Pola wzięła się stąd, że wobec braku możliwości właściwego zarządzania nim, bo były prawie niezamieszkałe i bardzo rozległe, każdy kto się tam osiedlił był sam sobie panem. Z tego powodu w XVI w. na Dzikich Polach zaczęli ukrywać się zbiegowie z Polski, Rosji, chanatów tatarskich i Turcji- ludzie, którzy popadali w konflikt z prawem, awanturnicy i tym podobni. Nie chcieli uznać żadnej władzy i aby zapewnić sobie bezpieczeństwo tworzyli na Dzikich Polach zbrojne bandy. Zwani Kozakami, dali początek dzisiejszemu narodowi ukraińskiemu – choć trzeba przyznać, że jest to specyficzna droga powstania i kształtowania się narodu, który – jak napisał Feliks Koneczny, zwykle kształtuje się dzięki wspólnej kulturze i jest wcieleniem ideałów życia danej zbiorowości. Narodowość wg. Konecznego jest wytworem pracy, nabytkiem rozwoju, świadectwem udoskonalenia. Podkreślał też, że historia zbiera społeczności w narody przez dostojeństwo pracy kulturalnej, a te umacniają się przez patrzenie na wspólną dla danej społeczności historię.

Na terenach zwanych współcześnie Zachodnią Ukrainą, dawnym województwie ruskim Rzeczypospolitej, do którego należały Wołyń i Podole, ziemia lwowska, przemyska i chełmska, organizacja państwowa tworzona była nie przez ludność miejscową ale przez najeźdźców – w końcu XI w. powstało założone przez Waregów czyli Wikingów z rodu Rusa księstwo Włodzimiersko – wołyńskie zwane Rusią Halicką. Ale już od XII w. było ono silnie związane z Polską przez zależności dynastyczne. Za panowania Kazimierza Wielkiego ziemie te na stałe zostały włączone do Polski na mocy testamentu księcia halickiego Bolesława Jerzego II, który zapisał je właśnie Kazimierzowi Wielkiemu.

W czasie powstania Chmielnickiego nie było wystąpień mieszkańców tzw. woj. ruskiego czyli dzisiejszej Ukrainy Zachodniej przeciwko Polsce, a mieszkająca tam ludność wiejska sama padała ofiarą kozackiego najazdu i pogromów. Nawet tzw. koliszczyzna czyli powstanie kozackie z okresu Konfederacji Barskiej nie objęło tych ziem. Nie było tam tez żadnych ruchów separatystycznych ani w okresie przed rozbiorowym ani w czasie zaborów, a co więcej z kulturą polską asymilowali się zamieszkujące te ziemie Ormianie czy Żydzi Także bardzo wielu synów i córek urzędników austriackich w Galicji stawało się polskimi patriotami (np. Wincenty Pol, Ferdynad Goetel, Walery Goetel, August Emil Fieldorf, Jan Paweł Ferdynand Lam, ). Były to wiec ziemie, których polskość nie powinna budzić wątpliwości, czego świadectwem jest silne zakorzenienie na tych terenach polskiej kultury. Trzeba też zaznaczyć, że na Podolu i Wołyniu leżały takie miasta jak Bar – miasto gdzie rozpoczęła się Konfederacja Barska, ważne i zasłużone twierdze Zbaraż, Kamieniec Podolski, centra kultury Lwów, Łuck, Równe które były ostoją polskości w sensie militarnym, kulturowym i religijnym. Przez 120 letni okres zaborów Kresy były przez zaborców sukcesywnie wynarodowiane. Wystarczy wspomnieć o zesłaniu na Sybir 50 tyś polskich rodzin po upadku powstania listopadowego, czy zesłaniu do rosyjskich kolonii wojskowych około 6 tyś. polskich dzieci. Musimy pamiętać jednak, że masowe wywózki rozpoczęły się w połowie XVIII w. po upadku Konfederacji Barskiej. Te zesłania i przesiedlenia w głąb Rosji miały miejsce przez cały okres zaborów. Likwidacja polskich szkół, klasztorów, kościołów ośrodków kultury, zmuszanie ludności do przechodzenia na prawosławie, konfiskata kilku tys. polskich majątków na kresach, a tym samym pauperyzacja części szlachty i utrata poczucia tożsamości narodowej spowodowały znaczący spadek liczby ludności deklarującej polskie pochodzenie. Tak czy siak Ukraina była za Zbruczem, a Wołyń i Podole to była Polska. Mieszkały tam różne nacje, ale przez wieki wszystko spinała kultura polska. Najlepszym na to dowodem jest to, że kiedy nacjonalista rusińsko – ukraiński Mirosław Siczyński zamordował we Lwowie w 1908 roku namiestnika Galicji, hrabiego Andrzeja Potockiego, na znak protestu wiele tysięcy grekokatolików „gente Ruthenus, natione Polonus” przeszło na katolicyzm i stało się Polakami.

Po wojnie polsko-rusińsko-ukraińskiej Galicja Wschodnia weszła w skład państwa polskiego. 21 kwietnia 1920 została zawarta pierwsza międzynarodowa umowa – zwana Umową warszawską – pomiędzy rządami Ukraińskiej Republiki Ludowej (rząd ukraiński w Kijowie) i Polski. Rząd polski uznał w niej istnienie URL i zrezygnował z roszczeń do ziem sięgających granicy Polski z 1772 roku. Natomiast rząd URL uznał granicę polsko-ukraińską na Zbruczu. Z kolei w kończącym wojnę polsko-bolszewicką traktacie ryskim podpisanym 18 marca 1921 Sowieci oraz utworzona przez nich Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka zrzekły się m.in. roszczeń do Galicji Wschodniej.

Nacjonalizm ukraiński

Nacjonalizm ukraiński zaczął się tworzyć na początku XX w. ale tylko w środowisku elit intelektualnych, bo chłopstwo dalekie było od poczucia jakiejkolwiek świadomości narodowej. Jedyny wyznacznik odrębności kulturowej na wschodnich terenach dawnej Rzeczypospolitej stanowiła wiara, czy raczej przynależność do kościoła prawosławnego, unickiego bądź katolickiego. Podwaliny pod nacjonalizm ukraiński zostały położone w drugiej połowie XIX w. Już w 1895 roku galicyjski przywódca ukraiński Julian Baczyński wystąpił z programem niepodległości Ukrainy od Kaukazu po San, czyli z Galicją Wschodnią (Małopolską Wschodnią). Doktrynę ukraińskiego nacjonalizmu stworzył w latach 20, dwudziestego wieku Dimitrij Dońcow, a wyzwolone przez intelektualistów ukraińskich instynkty prostego ludu przyniosły straszne efekty.

W końcu listopada i na początku października 1918 r. wybuchła wojna polsko-ukraińska o przynależność państwową Galicji. Na początku 1919 r. w ukraińskiej gazecie „Zołocziwsko Słowo” ukazała się odezwa: „Kto w Boga wierzy, kto ma choćby tyle sił, aby unieść rusznicę, albo nóż, idź przeciw lachom pijawkom, a Bóg odpuści ci bracie twoje grzechy, jakbyś odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej… Pamiętajcie bracia i siostry, że nieodpuszczalnym grzechem jest choćby dać wody zranionemu lachowi… Zrywajcie drogi za nimi i przed nimi, zabijajcie ich we śnie i na kwaterach i nie znajcie litości wobec nich… Uczcie nawet małe dzieci, że wojna przeciw lachom, to święta wojna”. A w jednej z odezw rządu ukraińskiego z 1919 r. czytamy: „Pamiętaj żołnierzu ukraiński, że dopóty nie będzie spokoju ani dobra na ukraińskiej ziemi dopóki żyć tu będzie polskie nasienie. Pamiętaj, że ich kościoły to szpiegowskie gniazda, a ich księża to czarne jadowite skorpiony. Śmierć Polakowi!”. Wojna polsko-ukraińska naznaczona była ogromem zbrodni ukraińskich wobec ludności Galicji. W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. Ale już wcześniej na terenach zajętych przez wojska polskie rozpoczęła prace komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r.

„Wysoki Sejmie! Komisja wydelegowana przez Sejm do Galicji Wschodniej dla zbadania okrucieństw popełnionych na ludności polskiej przez Ukraińców zebrała się we Lwowie… i odbyła kilka posiedzeń celem oznaczenia zakresu i sposobu przeprowadzenia swych prac. Zgadzano się na to, że okrucieństw takich, które wołają o pomstę do nieba jest bardzo wielka liczba, że poza tymi okrucieństwami jest nieskończona liczba rabunków, podpaleń, morderstw… których zapomnieć nie można… Gdy Ukraińcy zaczęli się cofać spod Lwowa, wówczas przyszła ostatnia godzina na polską ludność wiejską. Przede wszystkim podpalano wieś. Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej, w Dawidowie, tak zrobiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj chaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków. Ktokolwiek wyszedł z chaty, padał zabity albo ranny. Palono żywcem w domach i stodołach. Wiele jest takich wypadków. Przy pędzeniu do robót zwracano szczególną uwagę na dziewczęta, które po robotach oddawano żołnierzom do użytku. We wsi Chodaczkowie Wielkim k/Tarnopola np. cztery dziewczęta zostały zamordowane w ogrodzie, lecz przedtem oderżnięto im piersi a żołnierze ukraińscy podrzucali nimi jak piłką. Znęcanie się nad ludnością w ogóle odbywało się w wielu miejscowościach. Wiadomo, że niewiastom obrzynano piersi, zapuszczano im papryki, stawiano granat we wstydliwe miejsce i rozrywano. Takie wypadki powtarzają się dość często.” Komisja przywoływała też przykłady rozstrzeliwania polskich jeńców, znęcania się na kapłanami katolickim, mordowania niemowląt, grzebania ludzi żywcem jak np. Księdza Rysia z Wiśniewa, którego Ukraińcy zakopali żywcem w jamie do góry nogami.

Autor wspomnień „Z krwawych dni Złoczowa” zanotował: „Wszyscy oni pod tem względem zdradzają jakieś psychiczne zwyrodnienie. Czują się dobrze tylko wśród krzyków boleści i jęków torturowanych i łakną krwi, krwi jak najwięcej. (…] naszych wziętych do niewoli zamęczają […] odkopaliśmy konnego gońca, który miał wycięty język, wyłamane ręce, wydarte oczy. W parę dni później gdyśmy się wdarli do Dobromila, opowiadano nam, że ich biedaków tak bili, zwołali całą wieś (chodzi o Ukraińców -przyp. A.K.), najchętniej to dziewki się zbiegły i przysypano ich aż po szyję, uszy im odrywali, pod nos ogień przykładali, potem dziewki siadały na ich głowy i urynę oddawały i tak konali ku uciesze wsi (H. Pietrzak, Sześć lat wojny. Pamiętnik polskiego żołnierza, Łódź 1936).

Najlepszym podsumowaniem krótkiego panowania Ukraińców w Małopolsce Wschodniej są słowa abp. Józefa Bilczewskiego, metropolity lwowskiego : „… gwałty te, to nie jakieś fakta odosobnione, wypadki nader rzadkie ale powszechne, mające miejsce na całym terytorium zajętym przez Rusinów. Jeśli zwarzy się, że autorami tych gwałtów był rząd ukraiński, wojsko i ludność cywilna ukraińska, musi się przyjść do przekonania że gwałty te były dziełem pewnego szatańskiego systemu, który na wskroś przesiąkł duszę ukraińską. W duszy tego narodu musiała być już przedtem zaszczepiona skrajna nienawiść do latynizmu i polskości, a inwazja ukraińska nastręczyła tylko sposobu do wyładowania się tej nienawiści na zewnątrz. Z boleścią przychodzi mi wyznać, że nienawiść Ukraińców do Polaków we Wschodniej Małopolsce to w znacznej mierze owoc pracy przeważnej części duchowieństwa ruskiego, które w swej pracy politycznej kroczyło i kroczy właśnie drogą skrajnej nienawiści do obrządku łacińskiego i bratniej narodowości polskiej”

Ideologia nacjonalistów

Wspomniany już Dymitro Doncow, twierdził że dobro narodu jest dobrem najwyższym i determinuje wszelkie wartości, stąd też dla ukraińskich nacjonalistów cel zawsze uświęcał środki. Celem było utworzenie niepodległego państwa ukraińskiego. Miało to być tzw. państwo soborowe czyli takie, które obejmie wszystkie ziemie zamieszkałe przez Ukraińców. Wyobrażali sobie, ze są to ziemie od przedpola Krakowa na zachodzie, do Morza Kaspijskiego na wschodzie. Ten cel według Doncowa miał być osiągnięty poprzez fizyczną likwidację wszystkich „cóżeńców” czyli Polaków zamieszkałych na obszarach do których uzurpowali sobie wyłączne prawo Ukraińcy. „Atakujcie i bądźcie zdobywcami – pisał Doncow – … Sensem życia jest posiadanie i panowanie; jego istotą jest walka o przewagę, o rozrost i poszerzenie, o potężność, bowiem żądza potężności jest żądzą życia.” W innym miejscu pisał: „Moralność, o której tutaj mówię odrzuca tę moralność która zabrania szkodzić innym, która życie ceniła ponad wszystko, która nienawidziła drapieżne instynkty. Całej walce o istnienie obce jest moralne pojęcie sprawiedliwości. Tylko filistrowie mogą odrzucać i potępiać wojnę, zabójstwo, gwałt (…) Usunięcie (słowo „usunięcie” w języku ukraińskim oznacza „doprowadzenie do nieistnienia” przyp. A.K. ) słabszych jest w interesie postępu i też nie może obejść się bez gwałtu, tego wielkiego czynnika w historii. Przyroda nie zna humanizmu ani sprawiedliwości. Bez gwałtu i bezwzględności niczego nie stworzono w historii. Gwałt – to jedyny środek, którym rozporządzają narody, zbydlęciałe przez humanizm. Pragnienie wielkości swego kraju oznacza pragnienie nieszczęścia dla swoich sąsiadów.”

Ideologia OUN

W oparciu o ideologię Doncowa na zjeździe założycielskim OUN w 1929 r. (I-wszym Kongresie Ukraińskich Nacjonalistów ) w programie powołanej organizacji zapisano: „kto chce spokoju, zgody, pokoju niech wyrzeknie się wiary ojców… niechaj tchórze i odstępcy idą jak dotąd szli do obozu naszych wrogów, nie ma dla nich miejsce wśród nas i my ogłaszamy ich zdrajcami. Ten kto na Ukrainie nie z nami ten przeciwko nam. Ukraina dla Ukraińców i dopóki choć jeden cudzoziemiec zostanie na naszym terytorium nie mamy prawa złożyć broni.” Owocem zjazdu, ale przede wszystkich poglądów Doncowa był „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” autorstwa Stepana Łenkawśkiego, którego siódmy punkt mówił:

„Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni jeśli tego będzie wymagać dobro sprawy”, a ósmy punkt mówił : „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wrogów Narodu Twego”. W odezwie Kongresu z kolei napisano: „Tylko całkowite usuniecie wszystkich okupantów z ziem ukraińskich stworzy możliwości dla szerszego rozwoju nacji ukraińskiej w granicach własnego państwa”. Podobne treści publikowała też ukraińska nacjonalistyczna prasa. W czasopiśmie „Rozbudowa Nacji”, wychodzącym w latach 1928-1934 czytamy: „Zbliża się nowa wojna, do której winniśmy się przygotować. Z chwilą, kiedy ten dzień nadejdzie, bodziemy bez litości, zobaczymy powstających Żeleźniaków i Gontę, i nikt nie znajdzie litości, a poeta będzie mógł zaśpiewać “ojciec zamordował własnego syna”. Nie będziemy badali, kto bez winy, tak jak bolszewicy, będziemy najpierw rozstrzeliwali, a potem dopiero sądzili i przeprowadzali śledztwo.” W programie szkolenia bojówek OUN z 1935 r. pisano: „Bojownik nie powinien wahać się zabić swojego ojca, brata, największego kolego jeśli otrzyma taki rozkaz…. Na najgorsze męki, prośby, błagania ofiar należy patrzeć otwartymi oczami, że katujemy wroga naszej organizacji czy też idei”. Inny ideolog ukraiński Kołodziński pisał: „…Trzeba krwi, damy morze krwi, trzeba terroru, uczyńmy go piekielnym… Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki. Każda droga, która prowadzi do naszego najwyższego celu bez względu na to czy u innych nazywa się ona bohaterstwem czy podłością jest naszą drogą”. Jak już wcześniej wspomniałam ruch nacjonalistyczny na Ukrainie tworzyły elity tego narodu, wykorzystując najprymitywniejsze instynkty i skłonności prostego ludu, któremu brakowało silnego kośćca moralnego. Sam Doncow był prawnikiem, Taras Szewczenko poetą i malarzem, Melnik inżynierem leśnikiem, Szuchewicz inżynierem, Stepan Bandera był niedoszłym geodetą (został aresztowany jako student politechniki lwowskiej). We władzach OUN byli studenci, dziennikarze, prawnicy, inżynierowie itd. Chłopi dopóki nie zetknęli się z indoktrynacją nacjonalistów na ogół nie żywili wrogości do swoich polskich sąsiadów.

Ponieważ OUN najprężniej działała w Małopolsce Wschodniej tam też najszybciej zaszczepiono nienawiść do tego co polskie. Na Wołyniu proces ten zaczął następować dopiero w połowie lat 30-stych. Ścigani po zabójstwie ministra Pierackiego członkowie OUN schronili się na Wołyniu i rozpoczęli swoją „ideologiczna robotę”. Należy też wspomnieć, że nacjonaliści ukraińscy w dwudziestoleciu międzywojennym mieli duże wsparcie ze strony Niemiec. W Berlinie, w Wolnym Mieście Gdańsku, w Monachium odbywały się Zjazdy i szkolenia członków OUN, a nawet mieli swojego przedstawiciela niemieckim sztabie głównym i z Niemcami Ukraińcy wiązali duże nadzieje.

OUN-UPA

Pierwszym przywódcą OUN był Jewhen Konowalec. W 1938 r. jako, że OUN miała charakter wodzowski Konowalec naznaczył swojego zastępcę Andrzeja Melnika. Już w czasie wojny w 1940 r. doszło do rozłamu OUN, w wyniku czego powstały dwie frakcje OUN-m kierowane przez Melnika i OUN – b którego przywódcą został Stepan Bandera – dotychczasowy „prowindyk” krajowy (w latach 1935-39 siedział w polskim więzieniu). U boku armii niemieckiej powstały dwa dywizjony „Nachtigal” i „Rolland” oraz formacja SS Galicjen. Ponadto powstała kilkutysięczna, dobrze uzbrojona przez Niemców ukraińska policja. Stąd też dokonywanie masowych mordów na Polakach przychodziło Ukraińcom z łatwością. Okupacja niemiecka Wołynia, która nastąpiła w 1941 r. pozwoliła nacjonalistom ukraińskim na nieograniczone szerzenie antypolskiej propagandy w śród tamtejszej, prostej, chłopskiej ludności. W teren wraz z niemiecką armią ruszyło ponad 1000 oun-owskich propagandystów (grupy marszowe) i niestety ten nieznający dotychczas konfliktów narodowych obszar stał się synonimem ukraińskich zbrodni na Polakach, tak jak Katyń zbrodni sowieckich.

Po wydaniu przez OUN aktu proklamującego powstanie państwa ukraińskiego 30 czerwca 1941 r. cześć czołowych działaczy OUN na czele z Banderą została przez Niemców aresztowana. Banderę na specjalnych warunkach umieszczono w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Wkrótce rozpoczęły się krwawe rozprawy pomiędzy „melnykowcami” i „banderowcami”, ale pomimo to głównym i najważniejszym obiektem ich zbrodniczych ataków była ludność polską. Bandera był przedstawicielem młodego pokolenia i to jego frakcję kojarzymy z UPA, ale trzeba pamiętać, że zbrodnie na Polakach dokonywane tak w okresie II RP jak i w pierwszych latach wojny dokonywane były gdy nacjonalistom ukraińskim przewodził Konowalec, a potem Melnyk. To stare pokolenie było autorem zbrodniczej ideologii. Tak więc pomniejszanie winy „melnikowców” jest nieuzasadnione tym bardziej, że pierwsze zbrojne oddziały i pierwsze zmasowane ataki na polskie wsie rozpoczęły bojówki OUN –m. Ukraińcy posiadali już dobrze uzbrojone przez Niemców i zorganizowane zaplecze zbrojne, które pozwoliło im na utworzenie UPA. Jej znaczącą cześć stanowili członkowie formacji „Poleska Sicz” utworzonej przez Tarasa Borowcia „Bulbę”, powołanej jeszcze za zgodą Niemców. Została też zasilona przez kilka tys. ukraińskich policjantów, którzy zbiegli z służby niemieckiej. „Melnykowcy” utworzyli własne odziały ale współpracowali z „bulbowcami”. Również „banderowcy” tworzyli własne oddziały zbrojne, a dokładniej „Kłym Sawur” Dymitro Kljaczkiwśkij. Po wielu zatargach i wzajemnych zbrodniach ostatecznie kierownictwo na oddziałami zbrojnymi przejęli w 1943 r. „banderowcy” tworząc UPA.

Zbrodnie

Pierwszych masowych zbrodni na cywilnej ludności polskiej w czasie II wojny ukraińscy nacjonaliści dopuścili się już we wrześniu 1939 r. Na przykład w województwie tarnopolskim we wsiach Koniuchy i Potutorów Ukraińcy zamordowali około 100 Polaków, 85 w Sławetynie (to oczywiście tylko przykłady). Liczne też były przypadki mordowania ludności zamieszkałej w polskich majątkach. Już wtedy zanotowano przypadki wbijania na widły niemowląt, do których Ukraińcy przyczepiali kartki z napisem „Orlęta Polskie”. Następnie wbijano widły z martwymi dziećmi w kupy obornika. Wcześniej miały miejsce bardzo częste akty mordowania polskich żołnierzy zarówno pojedynczych, powracających z wojny do domów jak i całych oddziałów. Tylko na Wołyniu ofiarą ukraińskich nacjonalistów padło wówczas ponad 1100 Polaków. W Małopolsce Wschodniej zamordowanych zostało około 2000 Polaków. Mordy dokonywane na pojedynczych osobach czy rodzinach trwały nieustannie, np. na Wołyniu tylko w 1942 r. ofiarą ukraińskich zbrodniarzy padło około 300 osób. Wydaje się i tak było to oceniane w meldunkach wysyłanych prze polskie podziemie do Londynu, że nacjonaliści ukraińscy testowali reakcję Polaków, sprawdzając czy dojdzie do zorganizowanej obrony czy nie. Jednocześnie ludność Polska nie mogła, a nawet nie potrafiła uwierzyć w to, że zbrodnie ukraińskie przybiorą masowy charakter. Polacy ciągle ufali swoim sąsiadom.

Apogeum ukraińskich mordów nastąpiło w 1943 r. Od początku 1943 r. rozpoczęły się regularne napady ukraińskich bojówek na polskie wsie. Zaczęło się od wsi Parośla, gdzie 9 lutego Ukraińcy w czasie napadu poprzybijali nożami do stołów dzieci, kilku mężczyzn obdarli ze skóry, inni mieli powyrywane żyły od pachwiny do stóp. Potem nie było tygodnia, żeby nie została wymordowana ludność kilku wsi.

„Kłym Sawur” dowódca oddziałów zbrojnych OUN-B, a następnie UPA wydał dyrektywę w której pisał: „Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidację polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat… Leśne wsie powinny zniknąć z powierzchni ziemi”. OUN dysponował około 30 tyś, dobrze uzbrojonych bojców, ale co bardzo ważne gdy na którąś wieś szedł oddział liczący 100 bojców to towarzyszyło mu 100 cywilów z okolicznych ukraińskich wsi uzbrojonych w siekiery, widły, kosy i drewniane pałki – nazywano ich siekiernikami. Nie brakowało wśród nich kobiet. Po dokonaniu rzezi na wozach do wsi podjeżdżały ukraińskie kobiety i dzieci aby rabować to, co pozostało po wymordowanej polskiej ludności.

Pierwsza zmasowana czyli równoczesna akcja na wsie polskie odbyła się w niedzielę Wielkanocną. Przed świętami Ukraińcy zapowiadali: „jaja wielkanocne malowane krwią”. 23 kwietnia Ukraińcy zaatakowali wieś Janowa Dolina, w której zgromadziła się też ludność zbiegła z zagrożonych rzeziami miejscowości. Zamordowanych w okrutny sposób zostało tam około 600 osób, okaleczeni przed śmiercią byli żywcem wrzucani do płonących zabudowań. Strasznych zbrodni dokonali nie tylko UPA-owcy, ale też chłopi, także kobiety i dzieci uzbrojeni w siekiery oraz widły, którzy po napadzie polowali w okolicznych lasach na uciekinierów z Janowej Doliny. Na całym Wołyniu w kwietniu zostało wymordowanych przez OUN i UPA około 3000 Polaków. Kwiecień, maj, czerwiec – każdego miesiąca Ukraińcy wycinali w pień całe polskie wsie, mordując nie tylko Polaków, ale też swoich ziomków, którzy byli w związkach małżeńskich z Polakami. Nie rzadko zdarzały się przypadki, że Ukrainiec mordował swoją polską rodzinę i szedł z sotnią do lasu.

Do ostatecznej rozprawy miało dojść w lipcu 1943 r. Wtedy to „Kłym Sawur” wydał rozkaz wymordowania wszystkich Polaków z Wołynia. Była to tajna dyrektywa do dowódców sotni zawierająca rozkaz o „całkowitej, powszechnej, fizycznej likwidacji ludności polskiej”.

Krwawa niedziela 11 lipca

11 lipca oddziały UPA o godzinie 2.20 czyli w środku nocy uderzyły na polskie wsie. Sotnie otoczyły i zaatakowały 167 wsi jednocześnie w pow. kowelskim, włodzimierskim i horochowskim. Mordy kontynuowane były za dnia, szczególnie wtedy gdy ludność gromadziła się w Kościele na niedzielnej Mszy Św. Tego dnia całkowicie zniknęło z powierzchnie ziemi 96 wsi. Następnego dnia po „Krwawej Niedzieli” Ukraińcy zaatakowali 50 miejscowości. I tak codziennie. W sumie w lipcu Ukraińcy dokonali mordów w 520 miejscowościach, ale nie był to koniec zbrodni, bo były one kontynuowane aż do 1945 r. Z powierzchni ziemi znikały, obrócone w zgliszcza wsie liczące 300, 400, 500 mieszkańców. Czasem z tych wsi uratowało się kilka osób (dosłownie kilka), świadków tak niewyobrażalnych zbrodni, że z pogardą, a nawet przerażeniem odnosili się do nich Niemcy. Mieszkaniec kolonii Augustów Bronisław Malinowski wspominał: „Rozszarpywali ciała, odcinali kończyny, wieszali sztywnych i już zabitych, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, język, piersi kobietom i puszczali ofiary, inni oprawcy łapali ofiary i dalej męczyli aż do skonania. Widziałem jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągano rękami wnętrzności ciągnąc kiszki. Widziałem jak gwałcili kobiety, potem wbijali je na kołki, jak stawiali żywe kobiety nogami do góry i siekierą rozcinali na dwie połowy. Innych topiono w studniach. Nigdy w życiu nie widziałem i nie słyszałem o czymś podobnym, stwierdzając, że ktoś kto tego nie widział na własne oczy nie będzie w stanie w to uwierzyć. Po wymordowaniu ludzi wszyscy rzucili się na dobytek. Rabowali wszystko co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość, często wydzierając sobie wzajemnie z rąk co cenniejsze przedmioty. Zdarzały się nawet bójki ze skutkiem śmiertelnym.”

Ukraińscy księża uniccy i popi, w swoich kazaniach mówiąc o „kąkolu w pszenicy, który trzeba wyplewić”, mieli na myśli Polaków. Błogosławiąc narzędzia zbrodni, które miały być używane przeciwko Polakom, (jest to fakt potwierdzony źródłowo), dokonywali „uświęcenia” mordu. Historyk Ewa Siemaszko szacuje, że ofiarą zbrodni ukraińskich padło blisko 120 tys. Polaków, prof. Widajewicz, odwołując się do konkretnych dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej, mówi o ponad 160 tys. ofiar. Trzeba pamiętać, że do tej pory w ogóle nie zbadano liczby zamordowanych w województwie Poleskim dlatego dr Lucyna Kulińska uważa, że ofiar mordów ukraiński mogło być nawet 200 tyś.

W lipcu 1943 r. praktycznie nie było jeszcze na ziemiach polskich partyzantki. Dopiero powstawały pierwsze oddziały w Górach Świętokrzyskich czy na Wileńszczyźnie. 20 lipca 1943 roku Komendant Okręgu Wołyńskiego AK wydał rozkaz powołania oddziałów partyzanckich, których celem miała być ochrona ludności polskiej przed UPA. Powstało 9 oddziałów: „Bomby”, „Drzazgi”, „Gzymsa”, „Jastrzębia”, „Korda”, „Piotrusia”, „Ryszarda”, „Sokoła” i „Strzemienia” liczących łącznie około 1200 żołnierzy. Drugą polską siłę bojową na Wołyniu stanowiły oddziały samoobrony w liczbie około 3600 ludzi stacjonujące w około stu placówkach. Żołnierze tych formacji stali się trzonem 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Ich rola w znacznym ograniczeniu aktywności ukraińskich sotni była ogromna.

Anna Kołakowska