Kierunek: Węgry

Czas płynie szybko i zanim się obejrzymy znów będą wakacje. Może tez znów będzie normalnie więc chciałabym Państwa zachęcić do wizyty na Węgrzech. Raz, że to wspaniały kraj dla turystów, dwa że to nasi bratankowie, trzy że w Europie chyba tylko Polska i Węgry zachowują resztki normalności. Musimy się wiec wspierać i wzajemnie promować.

Węgry urzekły nas bogactwem i różnorodnością zabytków, wspaniałą przyrodą, najlepszym winem, a przede wszystkim ogromną ilością tablic i pomników upamiętniających nasze wspólne dzieje, wobec których Węgrzy w przeciwieństwie do Litwinów czy Ukraińców nie mają kompleksów, a wręcz przeciwnie podkreślają je i pielęgnują pamięć o nich. W większości muzeów, kościołów i innych miejsc zwiedzanych przez turystów są napisy w języku polskim. Jest to kraj tak przyjazny Polakom, że nawet w restauracjach, bardzo często znajdziemy menu napisane po polsku, a powiedzenie „Polak – Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki” nie straciło nic na aktualności.

Eger

Pierwszym miastem na mapie naszej podróży był Eger i jak się okazało dobrze wybraliśmy, bo jego piękna starówka, liczne zabytki i piwnice z winem warte są zobaczenia. A co najważniejsze w hotelu, w którym zapytaliśmy o drogę na pole namiotowe otrzymaliśmy darmowe foldery i mapy w języku polskim. Z przewodnika wiedzieliśmy, że gdziekolwiek pojedziemy na Węgrzech będzie co oglądać i zwiedzać, a nawet gdzie poleniuchować pławiąc się w basenach termalnych i to tak niezwykłych jak w Miszkolcu gdzie kąpielisko o długości 150 metrów mieści się w wapiennych grotach Gór Buk. W Egerze również są baseny termalne, położone w otoczeniu parku miejskiego na obszarze 5.3 ha. o temperaturze wody 28-32 °C z zawartością wapnia, magnezu, wodorowęglanu, ale w tym kraju to nic nadzwyczajnego.

Na niedzielną Mszę Św. udaliśmy się do bazyliki, która jest drugą co do wielkości świątynią na Węgrzech. Klasycystyczna budowla urzeka nie tylko piękną fasadą ale też przestrzenią wnętrza, bogactwem wystroju i wielością fresków. W Egerze jest kilka zabytkowych kościołów, a wśród nich franciszkański, pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy, w którym posługę pełnia księża z Polski ( odprawia się w nim Mszę Św. w języku polskim Jest on jedną z najpiękniejszych budowli sakralnych węgierskiego baroku. Wystrój wnętrza, ogromna ilość zabytków sztuki są nie tylko świadectwem dawnej pobożności ludu św. Stefana ale też wyczuwa się tu bliskość dziedzictwa kulturowego Polaków i Węgrów. Zresztą w latach 1410-1420 biskupem diecezji Eger był Polak, Ścibor ze Styborow. W Kościele św. Antoniego znajdują się relikwie serdecznego palca świętej św. Królowej Jadwigi, a także relikwie św. Kingi i bł. Jolanty, z królewskiej rodziny Arpadów. Węgierskie świątynie kryją wiele cennych relikwii jak choćby rękę św. Stefana, wystawioną w przepięknym abditorium w Bazylice w Budapeszcie.

Wędrując uroczymi uliczkami starówki Egeru dotarliśmy do górującego nad miastem średniowiecznego zamku. Doskonale zachowana, rozległa twierdza posiada też liczne eksponaty sztuki, uzbrojenia, ubioru – szczególnie tureckiego, a także kolekcje numizmatyczne. Nie wiem czy akurat tak się złożyło, czy może zwykle tak tam jest, ale w każdym zamku, który zwiedzaliśmy, byli ludzie poprzebierani w stroje z epoki; coś robili, coś wykuwali, strzelali z łuku, tańczyli itp. tak jakby na dziedzińcu toczyło się normalne życie tyle że pięćset lat wcześniej. I oczywiście jak już wspomniałam nie było żadnego problemu z czytaniem napisów, bo obok informacji w języku węgierskim były także informacje w jęz. polskim. Tu też na jednej ze ścian wisi tablica upamiętniająca żołnierzy polskich, którzy w 1939 r. zostali internowani na Węgrzech i osadzeni na zamku w Egerze.

Zwiedzając Eger nie można pominąć Doliny Pięknej Pani. Znajduje się kilkadziesiąt wykutych w skale piwnic z winem. Jedne eleganckie inne bardzo skromne, a nawet ubogie ale wszyscy winiarze proszą aby choć troszkę skosztować ich trunku (oczywiście za darmo).

Trzeba uważać żeby z próbowaniem nie przeholować. Litr doskonałego wina kosztuje tam… około 2 Euro (na Węgrzech są oczywiście Forinty).

Tak się rozochociliśmy w Dolinie Pięknej Panie, że postanowiliśmy pojechać na wieś i poszukać winnic w górach Matra, które słyną z wyrobu doskonałych muskatów.

Góry Matra – kraina muskatu

Góry Matra, niewysokie, typowo spacerowe doskonale nadają się na wędrówki dla ludzi, którzy nie lubią dużego wysiłku ale cenią piękne widoki, zapach lasu, szum potoków. To kraina wspaniałych zamków, jaskiń i uroczych miasteczek. Jednym z nich jest Gyöngyös, którego starówka uchodzi za perłę architektury, a jej chlubą jest barokowy kościół Św. Bartłomieja. W jego skarbcu przechowywane są renesansowe przedmioty liturgiczne i korona królów węgierskich. Ale nas w tę okolicę oprócz zabytków przygnało poszukiwanie winnic i winiarni. Po zwiedzeniu starówki skierowaliśmy swoje kroki do Domu Win Matra, gdzie w sklepie- piwnicy przechowywanych jest ponad 200 roczników, lokalnego trunku – uchodzącego za jeden z najlepszych na Węgrzech. Oczywiście nie był to koniec naszych poszukiwań. Jadąc przez wiejskie drogi zatrzymaliśmy się przy rozległej winnicy, gdzie w równych rządkach, jak okiem sięgnąć rosły krzewy winogron, obwieszone owocami. Polna droga zaprowadziła nas do jej właściciela, a gospodarz zapraszał na degustację doskonałego muskatu. Tym szlakiem wędrowaliśmy jeszcze przez jakiś, czas kończąc go u winiarza, który miał biegnącą w głąb skalistego wzgórza piwnice długości około pięciuset metrów. Choć od razu powiedzieliśmy mu, że chcemy kupić najwyżej dwie butelki (w bagażniku mieliśmy już osiem litrów) częstował nas różnymi gatunkami win, prosząc o spróbowanie coraz to innych roczników. Niestety nie mieliśmy czasu na wyprawę w okolice Tokaju ale przecież o wyjątkowych walorach wina z tych okolic nikogo nie trzeba przekonywać.

Wędrówka po wiejskich drogach dostarczyła nam jeszcze jednej ogromnej uciechy, którą były świeżo zerwane z drzew brzoskwinie i morele. Zakupione przy drodze, bezpośrednio od rolnika mają niezwykły smak i słodycz, a sok dosłownie się w nich wylewa. Kosztują tak niewiele, że można najeść się ich do syta i jeszcze więcej.

Niezwykła wieś Hollókő

Mając niewiele czasu postanowiliśmy kierować się już bezpośrednio do Budapesztu i zwiedzać to co znajdzie się na naszej drodze do stolicy Węgier. Jednym z wielu niezwykłych miejsc, do których zajechaliśmy jest wieś Hollókő, będąca jednocześnie skansenem Połowców. Przepiękna, cicha, spokojna, niemal śpiąca, maleńka wioska z bielonymi chatami leży u stóp wznoszących się na wysokiej górze ruin XIII- wiecznego zamku. Niezwykłe jest to, że w zabytkowych chatach mieszkają ludzie i wiodą tu swoje codzienne życie. W niektórych domach można kupić rękodzieło, pooglądać otwarte dla turystów izby i obejście gospodarstw. Brukowana, biegnąca pomiędzy opłotkami droga zaprowadziła nas do restauracji w ogrodzie. Jej klimat najlepiej oddaje gruszka, która spadła z drzewa wprost do talerza gościa siedzącego przy jednym ze stolików. Jedzenia jest tu dobre i niedrogie.

Do zamku można dojechać samochodem ale my jednak woleliśmy wspiąć się na wzgórze na własnych nogach. Idąc tak przez las, a potem łąkę pomyśleliśmy, że powrócił do nas klimat wakacji z dzieciństwa, kiedy to lata były bardzo ciepłe, słoneczne i pachniały trawą oraz nagrzaną ziemią. I rzeczywiście jak piszą w przewodnikach lato na Węgrzech jest bardzo ciepłe ale nie upalne, a słoneczna pogoda gwarantowana. Zamek też „pierwsza klasa”. Jego dobrze zachowane ruiny, w czasach swojej świetności gościły króla Jana III Sobieskiego, po tym jak powracając spod Wiednia wyzwolił go z rąk tureckich.

Kraina zamków

Zamki na Węgrzech przeważnie usytuowane są na wzgórzach, dlatego z daleka kuszą swoim pięknem turystów. Przed kilku laty wędrowałam szlakiem walijskich zamków przez Góry Kambryjskie i z tej perspektywy uważam, że węgierskie – równie piękne i wspaniale położone niczym nie ustępują walijskim, choć to właśnie Walia z nich słynie. Szczególne wrażenie zrobił na nas zamek królewski w Wyszehradzie, który wznosi się na skalistym wzgórzu, bardzo wysoko ponad szeroką wstęgą Dunaju. Samo wejście do niego, po drewnianych schodach sprawia wrażenie wkraczania w chmury, bo brama znajduje się ponad wysokością murów. Widok z zamku na górzystą okolicę i meandrujący w dole Dunaj, którego kolor rzeczywiście wydaje się modry, jest urzekający. W jednej z komnat siedziby węgierskich władców, została stworzona rekonstrukcja uczty, która odbyła się tu podczas zjazdu monarchów Polski, Węgier i Czech w 1335 r. Są tam wykonane z wosku, naturalnych rozmiarów postacie uczestników zjazdu, w tym także króla Polski Kazimierza Wielkiego.

Na Węgrzech oprócz mnóstwa doskonale zachowanych średniowiecznych zamków jest także wiele klasztorów i opactw, nie brakuje też pałaców i bogatych w eksponaty muzeów, bo kraj ten uniknął pożogi wojennej, a jedynie czas mógł nieco uszczuplić to historyczne dziedzictwo.

Budapeszt

W stolicy trafiliśmy na dość specyficzne ale urocze pole namiotowe (standard campingów jest zadowalający i lepszy niż w Polsce). Był to wąski pas przestrzeni, biegnący pomiędzy pagórkami czy raczej może jar, w którym nie brakowało wapiennych skałek. Co prawda haki od namiotu wbijały się z trudem lub wcale ale za to warunki jak i wygląd miejsca rekompensowały niedogodności z nieco twardym podłożem. Pole to znajduje się na terenie dawnej zajezdni tramwajowej, po której pozostały śliczne budynki z początku XX w., porośnięte krzewami winorośli z dojrzałymi winogronami i gdzie wyobraźnia natychmiast biegnie do czasów cesarza Franciszka Józefa.

Taki też klimat cesarstwa austro-węgierskiego ma Budapeszt z budynkiem parlamentu, wzgórzem zamkowym, pałacem królewskim i pięknymi mostami przewieszonymi nad Dunajem. Jego panoramę można podziwiać ze skalistej Góry Gallerta i Góry Zamkowej. Katedra, kościół Św. Magdaleny, kościół św. Macieja, kamienice, łaźnie (np. tureckie z XVI w.) i inne niezliczone zabytki są przewodnikiem po architekturze różnych stylów i epok. Niezwykły wystrój Kościoła Św. Macieja łączy w sobie elementy kilku stylów architektonicznych i ma trochę orientalną stylizację, co być może jest pozostałością po czasach okupacji tureckiej gdy świątynia pełniła funkcje meczetu. Jego wnętrze jest nieporównywalne i niepowtarzalne. Ale sam Budapeszt jest jednym wielkim zabytkiem, i w kilku zdaniach nie da się i nie należy go opisywać. Trudno jednak nie opisać naszego wzruszenia gdy w kaplicy mieszczącej się w grocie skalnej na Górze Gallerta odnaleźliśmy nawę, w której znajdował się ołtarz z ogromnym orłem polskim. Na piersi orła umieszczony jest wizerunek Matki Bożej – Jasnogórskiej Królowej Polski. Jest tu także relief z obliczem św. Maksymiliana Kolbe. Tablica w języku polskim i węgierskim poinformowała nas, że w tym miejscu, w czasie drugiej wojny światowej modlili się polscy żołnierze, internowani przez węgierski rząd oraz uchodźcy z okupowanej Polski, którzy znaleźli na Węgrzech bezpieczne schronienie. Napisane tam było także, że kościół skalny, należący do ojców Paulinów jest „świadectwem wielowiekowej przyjaźni polsko- węgierskiej”, bo zgromadzenie to do Polski sprowadził król Ludwik Andegaweński, a od roku 1934 r. Paulini z Jasnej Góry posługiwali w skalnej świątyni.

W sposób szczególny urzekły mnie w Budapeszcie i w innych miastach Węgier pomniki. Bardzo realistyczne, tworzą często dynamiczne sceny i są świadectwem ważnych wydarzeń historycznych lub upamiętniają węgierskich bohaterów narodowych. Np. w jednym z budapeszteńskich parków można stanąć na małym mostku obok wykonanej z brązu postaci Imre Nagy. Inne jak choćby pomnik Św. Stefana oddają majestat postaci i budzą podziw dla narodu, który nie żałuje pieniędzy na utrwalenie pamięci i budzenia poczucia dumy z własnych dziejów. W katedrze znajduje się natomiast naturalnej wielkości rzeźba kardynała Mindszentego, ukrzyżowanego na połączonych z sobą swastyce, sierpie i młocie.

Przy grobie niezłomnego prymasa Węgier

Ostatnim miastem, które zwiedziliśmy był Esztergom. Kończymy wędrówkę w miejscu gdzie wszystko się zaczęło, to właśnie w Esztergomie ponad tysiąc lat temu został koronowany pierwszy król Węgier św. Stefan. Potężna bazylika, choć już nie ta sama co dziesięć wieków wcześniej, bo przebudowana w stylu neorenesansowym jest sercem Węgier. Tu w krypcie spoczywa ciało kardynała Józefa Mindszentego, symbolu niezłomnej wierności Bogu i Kościołowi. Przeczuwając aresztowanie, w ostatnim posłaniu do narodu napisał: „Jestem odpowiedzialny przed Bogiem, Kościołem i Ojczyzną, albowiem taki jest mój obowiązek, jaki nałożyła na mnie historyczna służba dla mego narodu, tak bardzo opuszczonego w szerokim świecie.” Po modlitwie przy grobie wielkiego prymasa udajemy się już do Polski, z nadzieją, że może kiedyś uda się nam znowu przyjechać na Węgry.

Anna Kołakowska